PODRÓŻE I HERBATA – MAROKO – RELACJA I PORADY
Maroko – relacja i informacje praktyczne
To właściwe miejsce by spotkać prawdziwego fakira, zjeść kozią głowę i umrzeć z nadmiaru słodkości. Bo oprócz miodowych łakoci są tu namiastki raju – skrywające zieleń riady i bezkresy Sahary. O swoich wrażeniach z Maroka opowiadają Edyta i Łukasz Parzuchowscy.
Maroko jest krajem gorącym, a raczej bardzo gorącym i bardzo suchym. Pomijając nadmorskie miejscowości i te położne wysoko w górach cały kraj skąpany jest w palącym słońcu. Słońcu, które w połączeniu z pustynnym wiatrem wypala wszystko, co zawiera, choćby śladowe ilości wody. Aklimatyzacja jest znacznie łatwiejsza w jednej z kilku nadmorskich miejscowości. Należy do nich Agadir. Typowo turystyczne miasto, która poza promenadą, portem, średniej jakości plażą oraz starą fortecą nie oferuje nic specjalnego. Jednak jest to doskonałe miejsce, aby przyzwyczaić się do marokańskiego jedzenia i flory bakteryjnej. Jeżeli posiadamy umiejętność targowania Agadir pozwoli nam w pełni rozwinąć ten talent. Jeżeli jednak tego nie potrafimy to… No cóż. Na naukę nigdy nie jest za późno, a w mieście, gdzie ogrom mieszkańców żyje z naciągania turystów nauczymy się tego bardzo szybko. Gdy już nasza skóra zmieni kolor z wściekle palącego różowego na mniej piekący czerwony, lub lepiej – ciemnobrązowy, gdy nie będziemy obawiać się, że kolejny sprzedawca wyciągnie od nas wszystkie pieniądze, jeśli w ogóle jakiekolwiek nam do tego czasu zostaną, wtedy możemy ruszyć w głąb kraju.
Miód w bród i fez w Fez
Suki stanowią specyficzną odmianę straganów. Zazwyczaj można na nich dostać ciekawsze i tańsze, od tych oferowanych w normalnych sklepach towary. Oczywiście jeżeli jesteśmy w miarę spostrzegawczy i dodatkowo potrafimy się targować. W okolice suków trafiliśmy, spacerując ulicami Fezu. Turystów prawie nie było. Zastąpili ich przyglądający się nam z zaciekawieniem miejscowi. Pomiędzy koszami pełnymi egzotycznych owoców znajdowało się stoisko oferujące słodycze. Już z daleka wiedzieliśmy, że będzie to raj dla wielbicieli miodu. Tonęło w nim dosłownie wszystko, nie tracąc przy tym apetycznego wyglądu. Lubimy słodycze, ale wtedy wpadliśmy w istny szał. W reklamówkach lądowały kolejne porcje słodkości, a sprzedawcy zacierali ręce. Z łakomstwa i zachwytu nawet nie chciało nam się targować. Zaopatrzeni w różnej maści ciastka i ciasteczka rozpoczęliśmy ucztę. Niebo w gębie. Miód spływał nam po rękach, a my jedliśmy, mlaskaliśmy i smakowaliśmy aż… poczuliśmy pieczenie w ustach. Miód stał się tak słodki, że aż mdły. Z opresji wyratował nas kilkuletni chłopiec – z radością wziął od nas oferowane smakołyki i błyskawicznie uciekł. Czyżby widział nasz słodyczowy szał?
Przed słońcem w Maroku można się ukryć nie tylko pod parasolem, ale także pod fezem. To czapka w kształcie czerwonego, ściętego stożka, bardziej przypominająca odwróconą doniczkę niż nakrycie głowy. Na jej poszukiwaniu spędziliśmy sporo czasu. Kolejny i kolejny sklepikarz mówił nam, że nie ma fezów w naszym rozmiarze. Czyżby od upału napuchły nam głowy? W końcu pojawiła się nić nadziei – handlarz krzycząc pobiegł do lokalu po drugiej stronie ulicy i zawołał nas do siebie. I tutaj spotkała nas niespodzianka… W sklepie nie było fezów. Były za to kapcie. Całe ściany od podłogi aż po sufit wypełnione przeróżnymi kolorami i wzorami. Kapcie, kapcie i jeszcze raz kapcie. Czapek chyba nigdy tam nie było. Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć sprzedawca włożył nam w ręce po dwie pary. No cóż, nie mamy fezów, ale przynajmniej ładne okrycia na stopy. Nasze poszukiwania trwały. I gdy straciliśmy już niemal całą nadzieję sprzedawca polecił nam zajrzeć do olbrzymiego kosza przed sklepem. I owszem dostrzegliśmy w nim fezy, ale wygniecione cielskiem olbrzymiego śpiącego nań kocura, którego nie mieliśmy serca (cz też odwagi) budzić. A fezy ostatecznie znaleźliśmy nie jak można by przypuszczać w Fezie, lecz Marrakeszu.
Riady – awatary raju
Maroko dysponuje olbrzymią bazą hotelową – są lokale sieciowe i mniejsze bardziej kameralne. Jeśli jednak kogoś odstrasza mechaniczna obsługa i równie bezosobowe pokoje dobrą opcją są riady – tradycyjne marokańskie domy lub pałace…Nasz riad w Fezie tak, jak większość tego typu obiektów, z zewnątrz nie wyglądał zbyt zachęcająco. Brudne i odrapane ściany, drzwi z zakratowanym oknem, dodatkowo w najwęższej i najbardziej zaśmieconej ulicy w całej Medynie. Kilka metrów od wejścia leżeli przykryci kartonami ludzie. Skutery, klaksony i bardzo drażniący zapach dobiegający z olbrzymiej sterty śmieci po drugiej stronie ulicy.
Całość nie wyglądała zachęcająco. Zapukaliśmy olbrzymią kołatką. Najpierw uchyliło się zakratowane okno, po czym błyszczące oczy w ciemności uchyliły nam drzwi. Po chwili przyzwyczailiśmy się do półmroku i nowych zapachów. Pachniało kadzidłami, było chłodno, a zza kotary usłyszeliśmy szmer wody. Pokoje wyglądały bajkowo. Drzwi do naszego lokum wychodziły na wewnętrzny dziedziniec z zielonym ogrodem i małą fontanną. Warto było lecieć tyle kilometrów choćby po to, by znaleźć się właśnie tutaj.
Kozie głowy i dentyści na placu Dżemaa el-Fna
Marrakesz, podobnie jak Fez szczyci się medyną wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W jej centrum ulokowany jest Dżemaa el-Fna – plac, który trzeba zobaczyć, koniecznie! Pierwszy raz udaliśmy się tam w ciągu dnia – pomiędzy stoiskami z figami, daktylami i sokiem kręcili się zaklinacze węży, ludzie z małpami na łańcuchach oraz zwyczajni mieszkańcy Maroka. Na nas jednak, obytych już co nieco z egzotyczną atmosferą kraju nie robiło to większego wrażenia. Udaliśmy się do pobliskiego pałacu El Badi.
Przywitały nas siedzące na murach dziesiątki bocianów. Potężny pałac, a raczej jego ruiny już od pierwszej minuty zrobił na nas ogromne wrażenie. Budowany przez ćwierć wieku, grabiony przez dziesięć lat wciąż jest jedną z najwspanialszych tego typu budowli w Afryce. Z prawie dziesięciometrowych murów obejrzeliśmy dachy Marrakeszu, na zalanych słońcem dziedzińcach podziwialiśmy pozostałości przepięknych ogrodów, aby na koniec zejść do lochów, gdzie w miniaturowych celach umierali ci, którzy sprzeciwili się twórcy tej niezwykłej budowli. Nadeszła pora powrotu, a my żałowaliśmy, że musimy znowu udać się na Dżemaa el-Fna. Kiedy jednak dotarliśmy na miejsce plac był nie do poznania. Czego tam nie było! Stragany oferowały najdziwniejsze potrawy- gotowane ślimaki, kozie głowy czy wielbłądzie żołądki, mięso na szpadach, szaszłyki i koktajle z koziego mleka.
Setki ludzi przy stolikach dziesiątki naganiaczy, a wszystko spowite zapachem przypraw i pieczonego mięsa. Obok tego rozłożeni na ziemi sprzedawcy maści na oparzenia, eliksirów młodości, wężego jadu czy krokodylej skóry, o których potykali się równie liczni połykacze ognia, zaklinacze węży i …dentyści! Na gabinet stomatologiczny składał się mały stolik z blatem pokrytym setkami wyrwanych zębów oraz stołeczek wraz z siedzącym nań starym człowiekiem (najprawdopodobniej dentystą). Za kilka dolarów można było usunąć sobie jedynkę bądź dwójkę. W trakcie naszej podróży jeszcze kilkukrotnie odwiedziliśmy Dżemaa el-Fna. Za każdym razem było inaczej…
Tekst i zdjęcia: Edyta i Łukasz Parzuchowscy
Nota o autorach: Małżeństwo fotografów. Podróże, będące wspólnym hobby z czasem przekształciły się w pracę. Ich zdjęcia to w zdecydowanej większości portrety ludzi różnych narodowości bez podziału na stany społeczne. Poza licznymi wystawami fotografie można oglądać na stronie www.parzuchowscy.com
MAROKO – INFORMACJE PRAKTYCZNE
Dokumenty: Paszport ważny minimum sześć miesięcy od daty przekroczenia granicy. Obywatele RP przez 90 dni zwolnieni są z obowiązku wizowego.
Szczepienia: Brak jest szczepień obowiązkowych. Szczepienia zalecane to WZW A i B, tężec, polio, błonica oraz dur brzuszny. Koniecznie należy zabrać ze sobą środki przeciwko biegunce.
Co zobaczyć koniecznie: Plac Dżemea el-Fna oraz pałac El Badi w Marrakeszu, garbarnie skór i medynę w Fezie, plaże w Essaourii oraz góry Atlas.
Czego unikać: Można sobie darować Casablancę – olbrzymi, brudny, a przede wszystkim przereklamowane miasto. Jedzenie na ulicach w czasie trwania ramadanu oraz spożywanie alkoholu na zewnątrz nie jest mile widziane.
Transport: Ceny biletów lotniczych regularnymi liniami z polski zaczynają się od 1200 PLN w dwie strony. Można jednak trafić na ciekawą promocję i wtedy cena biletów może wynieść nawet 200 PLN w dwie.
Nocleg: Ceny noclegów w średniej jakości hotelach zaczynają się od 15 dolarów za dobę. Warto poszukać promocji cenowych w riadach.
Jedzenie: Warto spróbować kus-kus na słodko, pomarańczy z cynamonem, soku ze świeżych owoców na Dżemea el-Fna, owoców morza w portowych miasteczkach, ale przede wszystkim miętowej herbaty.
Komunikacja wewnątrz kraju: Lokalne dalekobieżne autobusy zaskakują wysokim standardem. W miastach należy korzystać z taksówek. Zawsze należy się targować.
Cuda natury: Wydmy na Saharze.
Zakupy: Maroko jest idealnym miejscem dla osób lubiących robić zakupy. Niestety, prawie każdy zakup wiąże się z długim targowaniem. Warto odwiedzić suki, gdzie można nabyć przyprawy i pamiątki w rozsądnych cenach.
Kiedy najlepiej się wybrać: Każda pora jest dobra. Klimat jest bardzo suchy, więc wysokie temperatury nie są tak bardzo uciążliwe.
Czemu warto tam pojechać: Kolory, zapachy, lecz przede wszystkim przyprawy sprzedawane na sukach w medynach powodują, że każdy, kto chociaż raz odwiedzi ten kraj będzie chciał tu wrócić…